Łucznictwo. Inspiracja księżniczką i finał kobiet o podwójne złoto
W decydującym pojedynku indywidualnej rywalizacji kobiet w łukach klasycznych spotkały się Penny Healey z Wielkiej Brytanii oraz Hiszpanka Elia Canales. Wygrała Brytyjka, ale obie zawodniczki i tak wyjadą z Igrzysk Europejskich ze złotymi medalami. Healey zwyciężyła w drużynie i indywidualnie. A Canales oprócz indywidualnego srebra zabierze z Polski także, wywalczone wcześniej złoto w mikstach.
– Bardzo istotną sprawą było dla nas wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej – mówiła po finale Healey, która z przepustki do Paryża mogła cieszyć się już przed finałem, bo wyjazd na igrzyska w turnieju indywidualnym zapewniony był dla dwóch najlepszych. – To dla mnie ważna sprawa także z powodów osobistych, moja babcia, która niedawno zmarła mocno wierzyła, że kiedyś zobaczy, jak strzelam w igrzyskach. Teraz mogę powiedzieć, że kwalifikację dedykuje właśnie jej – mówiła wschodząca gwiazda światowego łucznictwa. Na taki status zawodniczki w najbliższym czasie mogą wpłynąć nie tylko jej świetne wyniki, lecz także niebanalne usposobienie. Healey ma dopiero 18 lat, kolorowe włosy, razem z rodziną opiekuje się wielką liczbą zwierząt (psy, koty, szynszyle, a nawet emu!), a do tego jeszcze przyznaje, że łucznictwem zainteresowała się pod wpływem filmów Disneya. W nich zobaczyła postać Księżniczki Meridy, która także strzelała z łuku. I jako ośmioletnia dziewczynka postanowiła, że też będzie to robić.
W finale Brytyjka i Hiszpanka pokazały pełną koncentrację i znakomitą formę, ale to Healey zaimponowała, trafiając w trzecim secie trzy razy z rzędu w sam środek tarczy! Ostatecznie Healey wygrała 6:2, ale to nie do końca oddaje minimalną różnicę między finalistkami. Canales wcześniej zdobyła złoto w rywalizacji mikstów, musiała zadowolić się srebrem. – Nie mogę powiedzieć, że jestem w pełni szczęśliwa, bo jednak przegrałam, ale nie jestem na siebie zła, bo pokazałam się z jak najlepszej strony – mówiła zawodniczka z Hiszpanii.
Brązowy medal w łukach olimpijskich wygrała Chiara Rebagliati z Włoch, która w 1/16 finału pokonała Natalię Leśniak, a ćwierćfinale Magdalenę Śmiałkowską. Śmiałkowska z kolei – w 1/16 finału – wygrała z inną zawodniczką z Włoch Tatianą Andreoli. W rywalizacji włosko-polskiej było więc 2–1 dla naszych rywalek.
Włochy wzbogaciły się natomiast o złoto w łukach bloczkowych kobiet. Indywidualnie mistrzynią Igrzysk Europy w tej konkurencji została Elisa Roner. Włoszka stoczyła dwa bardzo dobre pojedynki. W półfinale pokonała Dunkę, Tanję Gellenthien, a w finale Brytyjkę Ellę Gibson. Co należy uznać za pewnego rodzaju niespodziankę. Nie było to pierwsze w tym roku zwycięstwo Roner nad Gibson, bo Włoszka pokonała ją w czasie ostatniego Pucharu Świata w Antalyi. Jednak reprezentantka Wielkiej Brytanii była faworytką całego turnieju w łukach bloczkowych kobiet. Już w rundzie klasyfikacyjnej kobiet ustanowiła rekord świata, ale środa wyraźnie nie była jej dniem. W finale strzelała nieco poniżej swojego stałego poziomu. Roner tymczasem po zakończonym dogrywką półfinale utrzymała koncentrację aż do ostatnich strzałów finału, bo starcie o złoto zakończyła w najlepszy możliwy sposób serią: 10, 10, 10.
– Gdy przyjechałam do Krakowa na Igrzyska Europejskie, to w pierwszej chwili byłam przekonana, że ta impreza jest dla mnie… za duża. Mnóstwo ludzi, których nie znałam, właściwie to byłam trochę przestraszona. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Stopniowo się jednak przyzwyczaił – tłumaczyła Roner, która wyjaśniła także, że milczenie jest dla niej najlepszym sposobem koncentracji. – Po półfinale wzięłam na chwilę telefon, żeby zobaczyć wiadomości od rodziny, potem go odłożyłam i powiedziałam sobie: teraz cicho, przede mną jest jeszcze coś do zrobienia – przyznała zawodniczka, która łucznictwo łączy z pracą w restauracji, gdzie przygotowuje pizzę. A poza tym lubi się uczyć obcych języków, których poza włoskim – zna cztery: angielski, francuski, hiszpański i niemiecki. Po polsku jednak nie mówi.