Łuki na poziomie światowym. Olimpijska deklaracja Sławomira Napłoszka
Łucznictwo było jedną z najmocniej obsadzonych dyscyplin w Igrzyskach Europejskich. Przyjechali wszyscy najlepsi na Starym Kontynencie. Nie poruszyło kibiców w takim stopniu jak wydarzenia na Rynku w Krakowie, ale także miało swoje fajne, medialne momenty.
Wydarzeniami, które najmocniej przyciągnęły uwagę polskich kibiców i polskich mediów były występ Sławomira Napłoszka w konkurencji łuków olimpijskich oraz pasjonująca walka o medal w łukach bloczkowych Łukasza Przybylskiego.
– Każde igrzyska, czy to są Igrzyska Europejskie, czy olimpijskie za każdym razem gromadzą najlepszych zawodników. Tak, jak w Krakowie mogło wystartować tylko 48 zawodników, to poza dwoma czy trzema wyjątkami, wszyscy pozostali w swoich życiówkach mają wyniki powyżej 670 punktów. Ten poziom, który można było zobaczyć w Krakowie, to był poziom europejski, światowy. Mieliśmy na starcie mistrza olimpijskiego Mete Gazoza z Turcji – mówił Napłoszek, na którego występie na stadionie KS Płaszowianka specjalnie przyjechali niektórzy przedstawiciele mediów.
Najbardziej rozpoznawalny z polskich łuczników w 1/32 finału przegrał jednak z Ukraińcem Artiomem Owczynnikowem. – Bardzo żałuję. W ostatnim strzale, żeby doprowadzić do dogrywki musiałem trafić dziesiątkę. Ale to nie był dobry strzał, do razu czułem, że źle wyszedłem lewą ręką – mówił Napłoszek, który przypomniał jednocześnie, że gdy w 2015 w Igrzyskach Europejskich zajmował 4. miejsce, to wtedy z bardzo młodym Gazozem wygrywał. – On jest doskonałym przykładem tego, co się dzieje, gdy stawia się na rozwój łucznictwa, gdy trenerzy mogą jeździć na seminaria, rozwijać sią, a potem nauczyć zawodników czegoś nowego. W ciągu kilku lat Gazoz rozwinął się tak bardzo, że został w końcu mistrzem olimpijskim, ale to nie jest, że zrobił to sam, że sam wszystko wytrenował – podkreślał Napłoszek.
Łucznik, który po raz pierwszy w igrzyskach startował w 1992 roku w Barcelonie, podtrzymuje deklarację, że kwestii występu w Paryżu nie odpuszcza i nadal zamierza walczyć o kwalifikacje na igrzyska w 2024 roku. – To jest hasło prawdziwe. Ja nie odpuszczę, ale ważne jest dla mnie, żeby odpuścił także Polski Związek Łuczniczy. Moje chęci mogą być tylko połową sukcesu w tej kwestii. Druga połowa to dania mi szansy. Ja już wcześniej zapowiadałem, że w Krakowie odbyły się dla mnie ostatnie Igrzyska Europejskie i ewentualny start w Paryżu także oznaczałby mój ostatni występ olimpijski – mówi Napłoszek.
O konkretach jest mu jednak trudno mówić szczegółowo, bo…
– Plany mogę mieć takie, na jakie pozwoli mi Polski Związek Łucznicy. Ja oczywiście chętnie wystartowałbym na mistrzostwach świata, czy będę godny? Jest nowy zarząd, pewnie mają nowe pomysły. Może się okazać, że ja jestem już dla nich nieprzydatny. Oczywiście przygotowuję się tak, jakbym miał startować w mistrzostwach świata w Berlinie, chciałbym tam startować, bo to byłby kolejny występ, podczas którego można zrobić kwalifikację na igrzyskach. I to jest właśnie w tej chwili takie „ostatnie światełko”, które przyświeca temu, żeby kontynuować tę moją karierę łucznika, bo jest gdzieś takie marzenie, żeby jeszcze powalczyć o ten upragniony medal – mówił Napłoszek.
Bardzo blisko medalu w łukach bloczkowych, które nie są konkurencją olimpijską, był Łukasz Przybylski. Po świetnym strzelaniu, zakończonym porażką Polaka 146:149, brązowy krążek zawisł na szyi Turka Emircana Haney.
– Może nie widać było po mnie, że jestem zadowolony, ale dla mnie jest to bardzo dobry występ. Ja łucznictwo uprawiam amatorsko, bo jest moją pasją. Cieszy mnie zajęcie czwartego miejsca na tak znaczącej imprezie – mówił Przybylski. – Łucznictwo po zmianie formuły, gdy kwalifikacje i pojedynki w kolejnych rundach zmieniono na krótsze, stało się lepsze do oglądania. To jest dobra dyscyplina do pokazywania publiczności i w mediach – wyjaśniał Przybylski.
A fakt, że mieliśmy w Polsce tak dobrze obsadzoną imprezę łuczniczą, która rozegrana została na świetnie przygotowanym obiekcie i w otoczce podobającej się właściwie wszystkim zagranicznym gościom, musiał po prostu sprawić, że kilku nowych sympatyków łucznictwo zyskało…