Robert Korzeniowski: teqball największym odkryciem Igrzysk
Dla mnie teqball jest największym odkryciem Igrzysk Europejskich w Krakowie. Na trybunach na Rynku byłem razem z synem oraz z bratem i jego rodziną. Wszyscy zostaliśmy fanami tego sportu – mówi jeden z najbardziej utytułowanych polskich sportowców, Robert Korzeniowski.
– Śledziliśmy od rana wszystkie przesunięcia czasowe w turnieju spowodowane pogodą – mówił Robert Korzeniowski, który po ceremonii medalowej gratulował nagrodzonym. Wcześniej oglądał półfinał, mecz o 3. miejsce oraz finał, w którym Węgrzy pokonali Serbów. Gra polskiego duetu Adrian Duszak i Marek Pokwap zdecydowanie przypadła mu do gustu.
– Pamiętam, jak kiedyś organizowałem tutaj imprezę chodziarską “Na Rynek Marsz” i cieszę się, że sport wraca w to miejsca i to w takiej formie. Teqball ma tak wielką grupę oddanych fanów, którzy byli nie tylko wtedy, gdy grali Polacy, ale zostali także na mecz finałowy z udziałem Serbów i Węgrów. To było kibicowanie fair, które sprawia, że można być dumnym z naszej publiczności. Cieszę się, że te rozgrywki odbyły się właśnie na Rynku, liczę także, że teqball będzie się rozwijać – mówi Korzeniowski o dyscyplinie, której przedstawiciele marzą o wejściu do programu olimpijskiego. Mówi się, że teqball być może pojawi się już na igrzyskach w Los Angeles w 2028 roku.
– Ma wszystko to, co mają sporty „rakietowe”, gdzie się serwuje przez siatkę. Do tego zawodnik musi mieć niesamowitą zwinność całego ciała, bo tutaj grają przecież nogi, barki, a także głowa. Do niebywałej sprawności dochodzi jeszcze element mądrości taktycznej. Czasami trzeba zagrać na krawędź, co nie daje zaliczenia punktu, ale też przeciwnik nie ma okazji do ataku z wysokiej piłki. To jest dla mnie duża sprawa – dodaje Korzeniowski, który zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt gry w teqballa. – Jest także rozstrzał wieku zawodników. Oni mają zupełnie inne role. Zespół jest tylko dwuosobowy, ale role są zawsze ciekawie podzielone. Jestem pod wrażeniem. Będę śledził teqball oczywiście. Dla mnie to jest pierwsza z nim przygoda, ale na pewno nie ostatnia – kończy czterokrotny złoty medalista olimpijski.