Karolina Naja: Dla nas, jako reprezentantek Polski, ta impreza ma podwójne znaczenie
Karolina Naja to jedna z najbardziej utytułowanych sportsmenek w historii naszego kraju. Ma na swoim koncie 32 medale największych światowych imprez, w tym cztery z igrzysk olimpijskich, trzy tytuły mistrzyni świata i sześć mistrzyni Europy. W tym roku powalczy o kolejny krążek Igrzysk Europejskich i kwalifikacje do igrzysk w Paryżu, gdzie będzie wraz z koleżankami z osady walczyć o upragnione, olimpijskie złoto.
Od października jest pani w treningu. Jak wyglądają przygotowania do sezonu w kajakarstwie?
Sezon startowy zaczynamy pod koniec kwietnia i trwa zazwyczaj do końca sierpnia. Żeby szybko i efektownie pływać kajakiem, przygotowania trzeba rozpocząć dużo wcześniej. Z reguły zaczynamy w październiku lub listopadzie, w zależności od momentu kariery, w którym się jest. Na początku są to zajęcia ogólnorozwojowe, duży nacisk już w grudniu i w styczniu kładziemy na treningi siłowe i biegowe, czasem na nartach biegowych. Pod koniec stycznia albo na początku lutego rozpoczynamy pierwsze kilometry w kajaku. Jeśli się da, to w Polsce, jeżeli nie, wyjeżdżamy na zagraniczne zgrupowania. Mamy „swoje” miejscówki, gdzie organizujemy obozy i zaczynamy ten właściwy dla nas trening na kajaku. Oczywiście cały czas jest on przeplatany treningami siłowymi i biegowymi. Wszystko po to, żeby przygotować się do dwuminutowego wysiłku w kajaku na naszym koronnym dystansie 500 metrów.
Czasu na regenerację nie ma chyba zbyt wiele. Ile trwają „wakacje” dla kajakarzy?
Jeśli jest się już doświadczoną zawodniczką, z dłuższym stażem, można pozwolić sobie na nieco dłuższą przerwę. Kiedy już osiągnęło się pewien poziom, powrót do wcześniejszych osiągnięć przychodzi łatwiej. Widzę to po sobie, porównując z tym, co było przed 10 laty. Dla nas okresem wakacyjnym jest wrzesień i pierwsza połowa października. Zależnie od tego, kiedy kończymy sezon. Z reguły to 6 tygodni „odcięcia” od treningów. Każdy wtedy robi to, co lubi. Wskazana jest jednak jakaś minimalna aktywność, aby serce popracowało na nieco mniejszych obrotach, ale żeby nie było takiego zupełnego odstawienia.
W poprzednim sezonie zdobyła pani dwa złote medale na mistrzostwach świata i dwukrotnie triumfowała na mistrzostwach Europy. Czy po takich wyczynach przychodzi rozluźnienie, czy jest się cały czas nakręconym?
Musi być rozluźnienie, bo zwyczajnie nie dałabym rady. W moim przypadku to już 12 lat kariery seniorskiej, nie licząc pływania w juniorach i samych początków kajakarstwa, i musi być taki moment odpoczynku, zajęcia się czymś zupełnie innym. Znalezienia innych bodźców, które pozwolą się zdystansować od treningów, które wykonujemy na co dzień. Jest to czas dla rodziny, na regenerację. I tak to moim zdaniem powinno wyglądać, przynajmniej na moim etapie kariery. Choć rzecz jasna sport to mój styl bycia, tak że niezależnie od tego, czy jestem w treningu, czy też nie, staram się żyć zdrowo i w zgodzie z tym, do czego jestem przyzwyczajona.
W tym roku w Polsce odbędą się Igrzyska Europejskie. To dla Was szczególne impreza?
Trzy lata temu miałyśmy spotkanie w ministerstwie sportu i wtedy była rozmowa, że planowane są w Polsce Igrzyska Europejskiej. Wtedy pomyślałam, że jako zawodniczka już tego nie doczekam, wydawało mi się, że to niemożliwe, żebym do tego czasu startowała. Jednak tak się złożyło, że prawdopodobnie będę miała okazję wystartować w swoim kraju, w tak prestiżowej imprezie sportowej. Dla nas zresztą, jako reprezentantek Polski, ta impreza ma podwójne znaczenie i na pewno będziemy chciały pokazać się z jak najlepszej strony. I nie zawieść kibiców, nie tylko sympatyków kajakarstwa, ale i nowych ludzi, których chcemy przyciągnąć. Kibice w Polsce mają w sobie taką duszę, że jak „nasi” startują, to wspieramy i zaciskamy kciuki, razem się cieszymy z sukcesów, a czasem smucimy po porażkach.
No właśnie, oczekiwania wobec kajakarek, które trochę rozpieściły kibiców, będą spore. Czujecie presję w związku z tym startem?
Ja akurat od zawsze jestem daleka od presji. Do każdego startu podchodzimy maksymalnie profesjonalnie, wszystko zależy tylko od naszej formy. Na ile trener pozwoli nam przygotować pierwszy szczyt już na Igrzyska Europejskie. Jednak po zeszłym roku mam spokojną głowę, bo wiem, że nawet jak będziemy jeszcze przed swoją najwyższą formą, którą planujemy przygotować na sierpniowe mistrzostwa świata, będące równocześnie kwalifikacjami olimpijskimi, to i tak sobie poradzimy. Już nie raz się o tym przekonałyśmy, że można nie być w topowej dyspozycji, ale i tak świetnie pływać. Dlatego niezależnie od wszystkiego powinnyśmy być w odpowiedniej formie, by walczyć o medale.
Rywalizacja podczas Igrzysk Europejskich będzie odbywać się na zalewie Kryspinów. Zna pani ten akwen?
Tak, znam ten akwen, niedaleko mieszkają moi znajomi i będąc u nich w odwiedzinach, realizowałam tam treningi. Często czas między zgrupowaniami, który poświęcamy rodzinie, jest bardzo krótki, dlatego staram się zabierać ze sobą kajak i wykonywać treningi podczas jakichś wspólnych wyjazdów. I na Kryspinowie też znalazłam taki odcinek, na którym mogłam potrenować.
Wspomniała pani o mistrzostwach świata, będących kwalifikacjami do igrzysk w Paryżu. Od kilku lat mówi się o upragnionym złocie olimpijskim w kajakarstwie. Największe nadzieje związane są właśnie z waszą osadą. Czuje to pani?
O tym złocie w kajakarstwie słyszę od początku seniorskiej kariery, od 2009 roku. Zawsze to się gdzieś przewijało, presja jest, ale ja akurat wytworzyłam wokół siebie taką otoczkę ochronną. Teraz okoliczności są takie, że mamy spore wsparcie, sponsorzy się do nas przekonują i chcą nas wspierać w tej drodze do Paryża. I naprawdę jesteśmy coraz bliżej. Już zeszły rok pokazał, że pojawił się u nas sztab ludzi, jakiego wcześniej nie było. A to przekłada się na jakość przygotowań, na spokój w głowie, dla zawodniczek, ale i trenera, bo wcześniej dwóch szkoleniowców musiał ogarnąć całą logistykę, a polskie kajaki to nie tylko kwestia dwóch zawodniczek, tylko cała grupa, do której dochodzą coraz to nowe dziewczyny, mające możliwość rozwijania się przy tych najbardziej doświadczonych.
Czuje się pani gwiazdą polskiego sportu?
Absolutnie nie! Mam taki sposób podejścia do swojej kariery, że za bardzo tego nie odczuwam. Poza tym nie jesteśmy tak popularne, jak inni polscy sportowcy. I z jednej strony może ma to negatywny wpływ na pozyskiwanie sponsorów, choć akurat to idzie w dobrym kierunku, ale z drugiej strony mamy też duży spokój i mogę robić to, w czym jestem dobra. Jestem, sportsmenką, reprezentantką Polski i przede wszystkim tutaj chciałabym się realizować. W sporcie droga jest prosta, kto pierwszy przekracza linię mety, wygrywa. A bycie gwiazdą w tym szczególnie nie pomaga. Staramy się tworzyć mocną reprezentację, nie skupioną wokół jednego czy dwóch nazwisk, ale umożliwiającą rozwijanie się młodym zawodniczkom. Żeby w momencie, w którym pani Naja powie „Dziękuję, do widzenia”, pojawiły się kajakarki, które ją zastąpią i będą godnie reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej.
Jak na zdobywczynię 32 medali największych światowych imprez jest pani niezwykle skromna…
(Śmiech) Chyba tak wychodzi z mojej dyscypliny, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może faktycznie liczba medali po zeszłym sezonie robi wrażenie. Dziennikarze często patrzą na podsumowania i statystyki, ale dla mnie nic się nie zmienia z roku na rok. Czasem dokładamy nowości treningowe, ale dalej mam swoje cele stricte sportowe i skupiam się na tym. A to jest bardzo proste, zero-jedynkowe. Dlaczego mam błądzić i zmieniać się ze względu na to, że w moich statystykach wynikowych coś się zmieniło? Moja kariera cały czas trwa, drogę po sportowe laury znam i nie ma co tutaj kombinować. Bo można łatwo zbłądzić.
Kiedyś wspomniała pani, że jej historia to materiał na książkę. Powstanie jakaś biografia?
Na razie nie, ale jakieś propozycje wcześniej padły. Byłam w takim momencie, że nie wiedziałam, czy zakończyć karierę, czy odnajdę siły, żeby dotrwać do Paryża. Jednak po przerwie i przemyśleniach stwierdziłam, że zdrowie nadal mi na to pozwala, a okoliczności są bardzo sprzyjające, więc podjęłam próbę przygotowań do kolejnego sezonu. I wydaje się, że ten Paryż jest realny. Mam trochę tych doświadczeń zebranych w reprezentacji, ale nie tylko, bo w mojej historii jest też etap, w którym stwierdziłam, że chcę zostać mamą, a potem chęć powrotu i połączenia kariery sportowej z macierzyństwem, co wcale nie było łatwe z perspektywy czasu, choć wydawało mi się bardzo proste. I pokazanie Karoliny, która odnalazła siłę, by to zrobić, byłoby interesujące. Choć ja też zawsze podkreślam, że nie robię tego sama, bo mam ludzi, którzy mnie w tym wspierają i chcą być częścią tej historii. Dostaję od nich bezinteresowne wsparcie, pozwalające mi spełniać się jako zawodniczka i reprezentantka Polski.
Ma pani dość nietypowe pasje jazda konna, pszczelarstwo. Skąd takie zainteresowania?
Staram się szukać kontaktu z naturą. Przy tak długiej karierze sportowej trzeba szukać dodatkowych bodźców, niezwiązanych z kajakarstwem i ciężkim treningiem. Konieczne jest znalezienie azylu. Dla mnie jest nim moja rodzina, lasy obok Wałcza, gdzie teraz mieszkamy. Miałam incydent jazdy konnej. Przyszedł moment, by złapać oddech, zadać sobie kilka pytań, co dalej. I wtedy właśnie pojawiły się konie. W poprzednim roku trochę jeździłam, teraz czasu na to nie znalazłam, ale to moja dodatkowa pasja, którą będę chciała kontynuować po karierze. Natomiast jeśli chodzi o pszczoły, to mój partner Łukasz ma małą pasiekę i to dla nas też okazja do spotkania z naturą i zrobienia czegoś innego. Jestem osobą stroniącą od mediów społecznościowych, telefonów itp., dlatego szukam rzeczy, które służą mi i mojej rodzinie.