Texto alternativo para invidentes

Rozgrywki badmintona trwały najdłużej spośród wszystkich dyscyplin, rozgrywanych w Tarnowie. Od poniedziałku do niedzieli, każdego dnia, kibice zasiadający na trybunach, pochodzący z różnych zakątków Polski, a nawet z zagranicy mogli się emocjonować występami najlepszych zawodników w Europie. Wielu z nich miało styczność z tą dyscypliną po raz pierwszy i dzięki świetnej organizacji oraz poziomowi sportowemu, zapałało sympatią do badmintona.

Pod względem organizacyjnym wszystko było przygotowane jak należy. Mecze odbywały się w hali na trzech kortach równolegle, oprócz tego do dyspozycji był kort treningowy. Ważnym elementem była oprawa muzyczna przed każdym spotkaniem i słynny dragon dance. Taniec ze smokiem Krakuskiem skradł serca samym mistrzyniom Europy w grze podwójnej – siostrom Stoeva, które jako faworytki turnieju stanęły na wysokości zadania.

U mężczyzn w tej konkurencji bezkonkurencyjni byli Duńczycy. Oni także chwalili warunki, w jakich przyszło im rywalizować, infrastrukturę oraz wolontariat. Do gustu przypadło im samo miasto Tarnów, w którym czuli się bardzo dobrze.

Atmosfera w Arenie, szczególnie w ciągu ostatnich dni, kiedy toczyły się rozgrywki w fazie medalowej, była niepowtarzalna. O ile na początku, zwłaszcza w godzinach porannych frekwencja nie była najwyższa, o tyle w trakcie kluczowych meczów, dopisała.

Na trybunach można było dostrzec grupy kibiców m.in. z Azerbejdżanu, Węgier, Bułgarii czy Danii. Ich doping był słyszalny w trakcie spotkań faworytów turnieju, ale nie tylko. Kolorowe stroje, nakrycia głowy, entuzjastyczne zastawienie do sportowych zmagań przykuwało uwagę i stanowiło przykład dla polskich sympatyków badmintona.

Najdalej z Polaków zaszli Paweł Śmiłowski i Magdalena Świerczyńska. Nasza para mieszana odpadła w ćwierćfinale po porażce z Anglikami. Pozostali Biało-Czerwoni, zarówno w singlu, jak i w deblu zakończyli swoje występy na fazie grupowej. Z dobrej strony szerszej publiczności pokazał się Dominik Kwinta. 19-latek jak równy z równym walczył w swoim ostatnim pojedynku z Viktorem Axelsenem, późniejszym złotym medalistą.

Finałowa potyczka Duńczyka z Francuzem Christo Popovem była jedną z najbardziej widowiskowych w całym turnieju. Początkowe problemy Axelsena wskazywały na niespodziankę, ale rutynowany zawodnik nie dał za wygraną i sięgnął po medal z najcenniejszego kruszcu. Po meczu celebrował wygraną, posyłając w trybuny swoją rakietę. Zresztą dało się wyczuć sympatię duńskiego zawodnika względem kibiców każdego dnia, gdy rozgrywał swój mecz.

W finale singlistek naprzeciw siebie stanęły Mia Blichfeldt z Danii i Carolina Marin z Hiszpanii. Ten pojedynek był nieco bardziej jednostronny i przewidywalny. Mistrzyni olimpijska odniosła kolejny w swojej karierze triumf.

Co warte podkreślenia, badmintonistki i badmintoniści chętnie wchodzili w interakcję z kibicami i dziennikarzami. Pozowali do zdjęć, rozdawali autografy, rozmawiali o swoich meczach, dzielili się przeżyciami i oceniali poziom organizacji igrzysk. Deblistki z Ukrainy Mariia Stoliarenko i Yelyzaveta Zharka były wdzięczne za tak ciepłe przyjęcie, podkreślały, że czują się jak u siebie w domu i doceniają pomoc, jaka dociera z Polski do ich kraju. Były to więc igrzyska przyjazne, jednoczące, otwierające na nieco bardziej niszowe dyscyplinę. Takie, które zostaną zapamiętane. Organizatorzy zawodów badmintona zdali test śpiewająco, dlatego Arena Jaskółka może z powodzeniem organizować kolejne turnieje w tej dyscyplinie, które będą się cieszyć zainteresowaniem coraz większej publiki.